Jak być idealną mamą, żoną, kobietą?

Wstajesz wcześnie rano. Lepiej wcześniej obudzić dzieci, czy zrobić im śniadanie w spokoju? A jak znowu się spóźnią do szkoły? Wtedy znowu się zirytujesz, i będziesz zła na siebie, bo przecież miałaś wychowywać bezstresowo i w duchu skandynawskim. A może masz niemowlę? Jak być idealną mamą, taką, jak te wszystkie mamy w internecie? Odciągasz pokarm i myślisz, czy na pewno odpowiednio się odżywiasz. A co, jeśli nie dostarczasz dziecku wszystkich niezbędnych witamin? No i wiesz, że chcesz karmić piersią, ale założysz się, że w tym tygodniu znowu usłyszysz pytanie “czemu tak długo?” i czy “nie wolisz mleka modyfikowanego?”.

Koleżanka mówiła, że jej synek już sam wstaje – czy nie przegapiłaś jakiegoś ważnego etapu w rozwoju Twojego dziecka? Czy nie powinno już stawać? Może powinnaś była je zabrać do fizjoterapeuty? To na pewno wina tego, że nie masowałaś go albo nie chustowałaś w pierwszych miesiącach. I czemu płacz Twojego dziecka, budzący Cię dziewiąty raz w ciągu nocy, zaczyna Cię irytować, a nie rozczulać?

W końcu powinnaś być idealną mamą, a czujesz, że daleko Ci do niej.

Wstajesz wcześnie rano. Prysznic, krem pod oczy, makijaż – w końcu nie chcesz słyszeć, czy “wszystko w porządku” albo “czy jesteś chora”. Obiecujesz sobie, że jutro wstaniesz wcześniej, żeby przygotować instagram-worthy smoothie bowl – w końcu wszyscy dookoła wydają się mieć świetnie zaplanowane posiłki wypełnione superfoods, błonnikiem, D3, B12 i każdym nowym, niezbędnym elementem zbilansowanej diety. Ubierasz się, i mimo tego, że bliżej Ci do trzydziestki niż do czasów szkolnych, słyszysz z tyłu głowy karcący, rodzicielski głos, który mówi, że za duży dekolt, za mały dekolt, że spodnie są niekobiece, że fryzura Ci nie służy.

Widzisz się w lustrze – mimo, że od porodu minęło już sporo czasu, to nadal skóra na Twoim brzuchu jest wiotka. Może powinnaś była używać więcej olejków do ciała? To na pewno wina tego, że nie możesz znaleźć nawet godziny dziennie na trening, a przecież wszystkim dookoła jakoś się udaje. Twoje koleżanki mają perfekcyjny makijaż, w trzy miesiące po ciąży biegają w bikini, a Ty znowu w autobusie skubiesz drożdżówkę, zła na siebie.

W końcu powinnaś być idealną kobietą, a czujesz, że daleko Ci do niej.

Wstajesz wcześnie rano. Od razu zaczyna męczyć Cię poczucie, że o czymś zapomniałaś, i przy porannej kawie nagle sobie przypominasz – przecież dzisiaj był termin Twojej prezentacji, a masz dopiero jej szkic. Wrzucasz do torby laptopa, wiążesz włosy w szybki kok na czubku głowy i jedziesz do pracy. Domyślasz się, co o tym by powiedziały niektóre Twoje koleżanki – powinnaś być w domu, budować więź z dzieckiem, a nie zajmować się pracą. Zostawiasz je w żłobku? Z opiekunkami? Obcymi ludźmi? Przecież wiesz, że pierwsze lata życia są kluczowe dla jego rozwoju!

Ale przy tym nie chcesz być chyba nudną matką-Polką, której całe życie to pieluchy, smoczki i wyjścia na plac zabaw? O szesnastej rozmawiasz przez telefon z koleżanką, która właśnie jest na wyjeździe służbowym w Berlinie, i dziwi się, czemu nie mogłaś pojechać z nią. Przypominasz jej, że przecież nie miałabyś z kim zostawić teraz dziecka, a cisza po drugiej stronie słuchawki jest długa i bardzo wymowna. Czujesz się przybita.

Przecież powinnaś być idealną i samowystarczalną businesswoman, a czujesz, że daleko Ci do niej.

Do napisania dzisiejszego wpisu zainspirował mnie Dzień Kobiet.

Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co jest ważniejsze dla mnie w roku – Dzień Kobiet czy Dzień Matki?

Kim czuję się w większym stopniu i jak chciałabym opisywać siebie? Czy chcę przedstawiać się jako “Paulina Róg, mama Jasia”, “Paulina Róg, autorka książki”, czy “Paulina Róg, dietetyk”?

Który element mojego życia jest najważniejszy i wybija się na pierwszy plan? Który mnie definiuje?

Uświadomiłam sobie, że przed takimi właśnie dylematami stoją na co dzień współczesne kobiety. Mamy na sobie tak wiele obowiązków, i borykamy się z tak wieloma oczekiwaniami względem tego, jakimi powinnyśmy być matkami, kobietami, żonami, pracownikami – że łatwo uwierzyć w to, że sobie nie radzimy.

Widzimy perfekcyjne instagramy, gdzie #fitmamy piją odtłuszczone latte zabawiając na kolanie modnymi zabawkami idealnie ubrane, uśmiechnięte dzieci, jednocześnie nadzorując na swoim telefonie rozwój nowego start-upu oraz prowadząc luźną rozmowę z koleżanką.

Oczekujemy od siebie, by być idealnymi w każdej sferze życia.

Dawać z siebie wszystko – bo to właśnie słyszymy zewsząd. “Jeżeli byś chciała, to byś dała radę!”, “jak się postarasz, to wszystko jest możliwe!”. I w pewnym momencie te motywujące hasła stały się kulą u nogi, która powoduje wyrzuty sumienia.

“Bo skoro to takie proste, i wszystkim się udaje, to czemu znowu jestem zmęczona, niewyspana, czemu się spóźniam, zapomniałam zrobić lunch do pracy, i najchętniej zawinęłabym się w koc z ulubionym serialem i wylogowała z życia na chociaż jeden wieczór?”.

Dlatego w tym wpisie mam apel do wszystkich z Was, które myślą, jak być idealną mamą albo idealną w jakiejkolwiek innej, ważnej dla Was roli. 

Nie musicie być idealne. Nikt nie jest. Jesteśmy dla siebie najsurowszymi krytykami – i zamiast bycia idealną mamą, żoną, kobietą i pracownikiem, życzę Wam tego, byście były SZCZĘŚLIWYMI SAMYMI SOBĄ.

Z nieuczesanymi włosami.

Podrzucającymi dziecko teściom na wieczór, bo potrzebujecie długiej kąpieli i lampki wina.

Trochę zabieganymi, trochę improwizującymi, żebyście nie wliczały tej jednej nadprogramowej czekoladki do bilansu kalorycznego i wybrały dłuższą drogę do pracy, nawet, jeżeli spóźnicie się pięć minut, ale przyjrzycie się budzącej się do życia po zimie przyrodzie.

I zamiast pytać się “co mogę jeszcze w sobie ulepszyć” i „jak być idealną mamą” – spytajcie same siebie “jak mogę być szczęśliwsza?”.