Czemu nie chudnę na diecie?
Uff, już dwa tygodnie za Tobą! Mimo tego, że koleżanki wyciągały Cię w tym czasie dwa razy na pizzę i ciasto, Ty uparcie odmawiałaś.
Rano zdrowa owsianka, potem zbilansowane posiłki, zdrowe alternatywy dla deserów, a do pracy – obowiązkowo rower.
W końcu zbliża się lato, a Ty chcesz być mamą, przyszłą mamą albo po prostu – sobą – w najlepszej możliwej formie!
Przyszedł długo wyczekiwany moment – ważenie. Nie chcesz być zbyt optymistyczna, żeby się nie rozczarować, ale słyszałaś, że odpowiednie tempo spadku wagi to 0,5-1 kg tygodniowo.
Robisz szybką kalkulację.
Byłoby dobrze zobaczyć chociaż te 1.5 kilograma mniej.
Nie możesz się doczekać – w końcu cały Twój trud w zmianę nawyków się opłaci. Zobaczysz nagrodę za to każde ciastko, które z żalem odłożyłaś z powrotem do szafki!
Stajesz na wadze.
Od ostatniego ważenia, dwa tygodnie temu, przytyłaś kilogram.
Czemu nie chudnę na diecie?!
I po co było Ci to wszystko?
Koleżanki miały rację – pewnie po prostu “nie każdy może schudnąć”. To “po prostu taka budowa”.
Po co masz się starać, skoro tyle sobie odmawiałaś, zrezygnowałaś z tych wszystkich słodkich soków, drożdżówek i frytek, tylko po to, żeby przytyć? Bez sensu!
Wracasz do starych nawyków, i nad tabliczką czekolady wzdychasz nad tym, że nie każdemu służy zdrowa dieta. Pewnie wspomnisz też komuś parę razy, że “Próbowałam tego całego eko, fit stylu życia, ale to nie dla mnie – ja tylko przytyłam, dlatego wolę jeść normalnie!”. I koło się zamyka.
Bardzo wiele moich pacjentek przygotowujących się do ciąży powtarza taki właśnie schemat. Powodzenie lub niepowodzenie swojej diety uzależniaja od zmieniających się liczb na wadze.
A ja powtarzam jak mantrę – to nie waga się liczy, a stosunek tkanki tłuszczowej do mięśni, budowa ciała, obwody!
Dlatego też bardzo często pacjentki, z którymi rozmawiam i które pytają mnie „czemu nie chudnę na diecie”… Tak naprawdę chudną, i to zdecydowanie – tylko że nie zmienia się masa ich ciała. A ponieważ widzą w lustrze same siebie każdego dnia, to ciężko jest im zauważyć zmiany w wyglądzie.
Oczywiście, waga przewyższająca normy jest klasyfikowana jako nadwaga i powinno się dążyć do zmniejszenia masy ciała. Ale uwierz mi – widziałam kobiety mając 170 centymetrów wzrostu, które znacznie zgrabniej wyglądały przy wadze 65 kilogramów, niż 55.
Dlaczego?
Przede wszystkim dlatego, że mięśnie ważą więcej od tłuszczu.
Coraz częściej mamy do czynienia ze zjawiskiem “skinny fat”. Dziewczyny zaczynają drakońskie diety, na których szybko chudną, ale brakuje im mięśni – bo na dużym deficycie kalorycznym nie mają jak ich zbudować. Przez to ich waga oscyluje wokół dolnej granicy prawidłowej masy ciała lub niedowagi. A przy tym – na ciele nadal widoczne są spore fałdki, skóra nie jest jędrna i wizualnie kobieta wydaje się dużo bardziej przysadzista… Niż jej cięższa o 10 kilogramów koleżanka, która regularnie ćwiczy na siłowni i codziennie je 2500 kalorii.
Innym problemem z uzależnieniem naszych efektów diety i ćwiczeń od wagi, jest… Nasza kobieca natura. W związku ze zmianami hormonalnymi i cyklem menstruacyjnym masa ciała w ciągu miesiąca może wahać się nawet o około 3 kilogramy. Będzie to jedynie masa wody zatrzymanej w organizmie, a nie faktyczny przyrost lub spadek masy tkanki tłuszczowej.
Kolejnym aspektem jest także zatrzymanie wody w organizmie, ale przez potrawy bogate w sód – czyli bardzo słone. Jeżeli nie pijemy minimum 2.5 litra wody dziennie i spożywamy sporo solonych potraw, nasz organizm zatrzymuje bardzo dużo wody w organizmie. Sprawia to, że “puchniemy” – szczególnie w okresie, gdy spodziewamy się miesiączki – i ważymy więcej. Jednak zamiast sięgać po odwadniające tabletki lub herbatki “odchudzające” (które sprawiają, że jesteśmy tylko bardziej odwodnione – błędne koło!) zacznijmy po prostu pić znacznie więcej naturalnej, niegazowanej wody i używać w kuchni mniej soli.
Kolejnym elementem składającym się na “przyrosty i spadki” masy ciała jest waga jedzenia w naszym żołądku i jelitach. Jeżeli do tego masz problem z przemianą materii i zaparciami, bo spożywasz zbyt mało błonnika – na przykład z warzyw, owoców i pełnoziarnistych produktów – Twoja waga również nie jest obiektywna.
Co zatem należy robić aby pomiary naszych postępów w odchudzaniu były wiarygodne?
Po pierwsze nie wchodzimy codziennie na wagę.
Tym bardziej, że szybki spadek masy ciała widoczny tylko w cyferkach na wadze może świadczyć o tym, że spada nam masa mięśniowa, a to prosta droga do spowolnienia metabolizmu. Gdy zmniejsza się ilość mięśni, automatycznie spada również nasza podstawowa przemiana energii (PPM). PPM jest zależna od ilości mięśni w organizmie, zatem – jeśli chcemy więcej jeść, musimy zbudować mięśnie i to jest jeden z argumentów dla których moje pacjentki chętniej podejmują aktywność fizyczną.
Jeśli chcesz koniecznie stawać na wagę, to nie rób tego częściej niż raz na tydzień – a ja zalecałabym pomiar raz w miesiącu.
Wiem jednak, że zmniejszające się cyferki działają motywująco, dlatego też mam dla Ciebie doskonałą alternatywę, jaką jest mierzenie centymetrów w obwodach.
Znacznie lepszym miernikiem spadku tkanki tłuszczowej jest mierzenie obwodów. Jeżeli chudniemy prawidłowo, czyli z tkanki tłuszczowej, to widać to znacznie bardziej po pomiarze centymetrów, niż na wadze. Jeżeli myślisz „czemu nie chudnę na diecie” – możesz być zaskoczona tym, jaka okaże się prawda!
Jednak aby wykonywać te pomiary poprawnie warto zastosować moje wskazówki:
-
- Pomiar wykonujemy rano – najlepiej tuż po porannej toalecie. Rano te pomiary są najbardziej powtarzalne. Wieczorem często pojawiają się wzdęcia po jedzeniu lub piciu, a to może wpłynąć na wynik pomiaru.
- Pomiar powinien być wykonywany przez osobę trzecią – bo nie zawsze jesteśmy w stanie dobrze się zmierzyć. Osoba, którą o to poprosimy, z pewnością zrobi to lepiej od Ciebie, bo będzie widziała, czy centymetr jest prawidłowo ułożony. Zaangażuj w to swojego męża, chłopaka lub narzeczonego albo siostrę czy przyjaciółkę.
- Mierz się nie częściej jak raz na 2 tygodnie – daj swojemu organizmowi czas na reakcję. Pamiętaj, że tak samo jak nie przytyłaś w jeden dzień, tak samo nie uda Ci się zdrowo schudnąć w takim czasie!
- Do prawidłowego wykonywania pomiarów przyda Ci się koszulka (którą poświęcisz do tego zadania), flamaster lub długopis i centymetr krawiecki. Pewnie zdziwi Cię to co, napiszę, ale aby pomiary można było porównać – muszą być zrobione w dokładnie tym samym miejscu. To właśnie do tego przyda się koszulka i flamaster. Załóż koszulkę, a osoba, która wykonuje pomiar, niech zaznaczy na niej flamastrem miejsca, w których był przyłożony centymetr. Dzięki temu za dwa tygodnie nie będziesz musiała się zastanawiać gdzie był robiony wcześniejszy pomiar.
Co powinnaś zmierzyć:
-
-
- Szyja
- Klatka piersiowa (nad piersiami pod pachami), pomiar z koszulką
- Brzuch (w najszerszym miejscu), pomiar z koszulką
- Biodra (w najszerszym miejscu), pomiar z koszulką
- Udo (w najbardziej kłopotliwym miejscu, czyli w górnej części uda)
-
Dopiero takie pomiary mogą być obiektywne i motywujące! Dlatego, jeżeli zastanawiasz się „czemu nie chudnę na diecie” i na wadze zobaczyłaś wyższą liczbę, nie panikuj, a tym bardziej nie porzucaj planów zdrowej diety. Zapisz swoje wymiary i sprawdź je po dwóch tygodniach, a zobaczysz, jaki postęp robisz!
A jeżeli sprawdzasz swoje obwody i patrzysz na efekty diety w lustrze, ale czujesz, że nadal daleko Ci do efektów, które chciałabyś osiągnąć – sprawdź wpis, w którym tłumaczę, czemu nigdy nie będziesz mieć „bikini body”.